wtorek, 13 sierpnia 2013

Dzień 10

Jelenia Góra – starówka - muzeum

Ostatni obozowy poranek przywitał nas ładną pogodą, ale wielkim fochem ze strony chłopców. Spowodowany był on przede wszystkim tym, że dziewczyny urządziły tzw. zieloną noc i bałagan u chłopaków sięgnął zenitu. Nie mogli oni przeżyć, że nie wpadli pierwsi na pomysł psot i poszli dość szybko spać... Na szczęście obyło się bez durnowatego smarowania pastą czy kremami, więc bez większych szkód mogliśmy się pakować. Około południa ruszyliśmy do miasta, przede wszystkim żeby podziwiać uroczą zabudowę jeleniogórskiego Rynku i piękny Ratusz. Rozpoczęliśmy od wdrapania się na Wieżę Zamkową, skąd roztaczał się widok na Karkonosze i panoramę miasta – między innymi było widać Wzgórze Krzywoustego, który, jak głosi legenda, zapuścił się w te strony w pogoni za rączym jeleniem i zauroczony tym miejscem postanowił założyć tu gród. Pochodzenie nazwy miasta jest więc oczywiste...
Po godzinnej przerwie i niezbyt imponującym obiedzie zwiedziliśmy jeszcze najstarszy jeleniogórski kościół – bazylikę pw. św. Erazma i Pankracego, po czym ruszyliśmy w stronę ostatniego obozowego punktu: Muzeum Karkonoskiego. Mimo że chęci większości dzieci na pójście do muzeum były 2:8, podobało się chyba wszystkim. Nowoczesne ekspozycje pokazujące dawne życie na tych terenach, zrekonstruowana dziewiętnastowieczna chata pod oszklonym dachem, multimedia na miarę XXI wieku i bogata wystawa najróżniejszych szkieł: od starych krzyształów po futurystyczne rzeźby szklane.
Tuż przed odjazdem na dworzec nie obyło się, rzecz jasna, bez odwiedzenia okolicznej Biedronki, w której zaopatrzyliśmy się przed długą podróżą w rozmaite dobra. Jeszcze tylko resztki pakowania i parę minut po 19.00 przyjechały po nas taksówki i udaliśmy się do pociągu. Tym razem bez przygód, po w miarę spokojne nocy dojechaliśmy bezpiecznie do Solca.
................................................................................................................................................................

To koniec tegorocznej obozowej tułaczki. Mamy nadzieję, że wszystkim się podobało, a w Karkonosze kiedyś jeszcze wrócą. Piękne tereny, jest co oglądać, gdzie chodzić i wiele zwiedzać. Można tu aktywnie wypoczywać nie tylko parę dni, ale chyba całe wakacje... Do zobaczenia za rok. Kto wie, może już w innych górach?

Dzień 9

Jelenia Góra – Staniszów

To przedostatnia odsłona obozu, a jednocześnie pierwszy dzień, kiedy przywitały nas ołowiane chmury na sierpniowym niebie. Nic więc dziwnego, że z oporami i późno wygrzebaliśmy się ze schroniska, tym bardziej, że byliśmy tam już sami i życie towarzyskie kwitło. Wyruszyliśmy ciekawym szlakiem w kierunku miejscowości Staniszów, aby dojść na szczyt górki o nazwie Witosza (483 m n.p.m.), gdzie podziwialiśmy (nie było tak naprawdę czego podziwiać) ruiny pomnika Bismarcka. Morale grupy było jednak tego dnia bardzo słabe. Od pewnego czasu lekko padało, więc marudzili niemal wszyscy oprócz Franka i Krzysia. Zeszliśmy więc przez Ucho Igielne i inne ciekawe formy skalne do wsi i autobusem miejskim udaliśmy się do schroniska. Domowe shpaghetti nieco poprawiło nam humory i pod wieczór można było jeszcze rozegrać emocjonujący turniej w piłkarzyki. Jutro o tej porze będziemy już w pociągu...



sobota, 10 sierpnia 2013

Dzień 8

Jelenia Góra – starówka - basen – schronisko Wojtek

Jak zwykle pakowanie to czas pełen udręki, zwłaszcza dla opiekunów. Ponieważ mieliśmy ten komfort, że duże bagaże zawiózł do Jeleniej pan Adam, mogliśmy spacerkiem zejść do Piechowic, po czym autobusem pojechać do centrum Jeleniej Góry. Przepiękna Starówka niezbyt nas interesowała, ponieważ spragnieni cywilizacji rozpoczęliśmy polowanie na plastikowe jedzenie. Do McDonalda (stosunkowo daleko) trafiliśmy bez mapy, a trafilibyśmy pewnie z zamkniętymi oczami. Warto wspomnieć, że nasz opiekun w tych poszukiwaniach nie brał udziału.

Nasyceni amerykańskim jedzeniem ruszyliśmy na kąpielisko miejskie. Kilka basenów z różnymi atrakcjami zrobiło wrażenie. Dreszczyk emocji, zwłaszcza u opiekuna, wzbudzały skoki z wieży. Kilku śmiałkow skoczyło nawet z około 5 m! Po kąpielach cali i zdrowi poszliśmy do uroczego schroniska, w którym przywitała nas w przemiłym salonie grupa budowlańców przy partyjce pokera, suto zakrapianej złocistym napojem... Całe szczęście, że nazajutrz opuszczali schronisko i Jelenią Górę. Będziemy więc od piątku całkiem sami w pięknym pensjonaciku! Sąsiedztwo kilku panów nie przeszkodziło nam w kolejnym opowiadaniu i czytaniu strasznych historii, które wieczorem po ciemku wywołują dreszcze u większości obozowiczów...






Dzień 7

Huta kryształu– podchody

Tego dnia obudziliśmy się dość późno. Zjedliśmy śniadanie i wyruszyliśmy w upalny dzień do świata kryształów. Do huty "Julia" nie było daleko. Na miejscu krótko czekaliśmy na przewodnika (nie byliśmy sami w grupie). Pan pokazywał nam najważniejsze maszyny (np. szajby), a po krótkim czasie weszliśmy do hali zakładowej, gdzie wytwarzają najróżniejsze cuda. Prezentował, jak zrobić wzorki lub wygładzić boki kryształu. Ponieważ cały proces produkcji tych pięknych szkieł jest ręczny, dlatego nie dziwi, że kryształy osiągają dość zawrotne ceny. Chętni kupili sobie maluśkie pamiątki (od 8 zł) z kryształu, niektórzy niestety ich już do domu nie dowiozą.... Po zwiedzaniu jeszcze lody dla ochłody i skierowaliśmy się do Michałowic pod górkę. Po pysznym obiedzie i lenistwie niektórych lub poważnym meczu piłkarskim innych, czekały nas jeszcze wieczorne podchody. Grupa pościgowa prowadzona przez GPS pana Adama z niemałym trudem znalazła uciekających w miejscu zwanym Złotym Widokiem, ponieważ Stasiu (nie wiedzieć czemu) układał zmyłkowe strzałki swojej drużynie. Po drodze musieli jeszcze ułożyć domek z szyszek, pośpiewać oraz zjeść po ogórku małosolnym z miejscowego sklepu, stąd może to opóźnienie. Pełni wrażeń wróciliśmy do schroniska i jeszcze wieczorem rozpaliliśmy pożegnalne ognisko dla sympatycznych Szpaków, którzy nazajutrz wracali do domu. Tym razem już chętniej śpiewaliśmy przy gitarze różne ogniskowe hity...





Dzień 6

Zamek Chojnik – Sobieszów

Ponad trzydziesto stopniowy upał, jaki panował we worek mieliśmy spędzić na szlaku. Zamek Chojnik, wzniesiony w XIII wieku, dumnie króluje na wzgórzu 627 npm. w obrębie Karkonoskiego Parku Narodowego. Okazało się, że upał nam nie straszny, ponieważ większość szlaku prowadziła przez las, co więcej – w uroczej wsi Jagniątków zatrzymaliśmy się nad rzeczką. Do zamku szlak prowadził wśród skałek. Kiedy wdrapaliśmy się na szczyt, mogliśmy wysłuchać historii o początkach twierdzy, kiedy książę Bolko ubiegał się o względy pięknej Agnieszki... Zamek, a właściwie jego ruiny, bardzo nam się podobały, dlatego raczej niechętnie zhodziliśmy do Sobieszowa, skąd autobusem wróciliśmy do schoniska na pyszny obiad (lub obiadokolację – jak zwał tak zwał)








Dzień 5

Śnieżka - Karpacz – skocznia

Ten dzień miał być dla nas najtrudniejszy, bo czekała na nas długa wyprawa na Śnieżkę.  Z rana wybraliśmy się do Karpacza i tam podeszliśmy z całą ekipą pod wyciąg. Jechaliśmy nim dość długo, aż wysiedliśmy obok szlaku. Przez słoneczny szlak szliśmy z myślą o schronisku na Wielkiej Kopie i o dłuższym odpoczynku. Dotarliśmy niebawem do upragnionego schroniska, gdzie mieliśmy półgodzinną przerwę. Dalej doszliśmy w mgnieniu oka na szczyt Śnieżki. To najwyższy szczyt w Karkonoszach (1602 n.p.m.) i jednocześnie w całych Sudetach, a także najwyższy szczyt Czech, woj. dolnośląskiego i całego Śląska  Położona jest na granicy polsko-czeskiej.Ożywieni na widok słynnego centrum meteorologicznego weszliśmy do restauracji, gdzie kupiliśmy zapasy picia. Chętni kupowali także certyfikaty z gratulacjami za zdobycie szczytu Śnieżki. Dalej już pozostało nam zejść na dół. Zmęczeni dotarliśmy do centrum Karpacza, po drodze odwiedziliśmy jeszcze punkt widokowy na skoczni Orlinek Rekord należy oczywiście do Adama Małysza (skocznia FIS K-85, rekord 94.5m), który ustanowił w styczniu 2004 roku podczas Mistrzostw Polski Seniorów w Skokach i Kombinacji Norweskiej. Większość osób tam się wdrapała, a protestującej młodzieży pozostało czekać pod skocznią. Gdy nieco później w centrum znaleźliśmy "Biedronkę", nic nam nie było potrzebne więcej do szczęścia... Potem dostrzegliśmy taksówkę i wróciliśmy do upragnionego schroniska. Ogólnie sympatyczny dzień, choć przez upał dość trudny...







Dzień 4

Szklarska – Piechowice - Michałowice

To dzień naszych przenosin do Piechowic – Michałowic. Spakowaliśmy forda po sam dach, po czym pośpiesznie powędowaliśmy do Kościoła pw. Bożego Ciała na niedzielną mszę. Po kościele czekały na nas niedzielne atrakcje: lody i letni tor saneczowy. Pełni zapału (a niektórzy strachu) siadaliśmy na saneczkach, które mknęły z zawrotną prędkością w dół. Potem taksówka pod znany już nam wodospad Szklarki, przepiękny szlak i pobyt nad uroczą rzeczką (Kamienna), pomylona droga i zbawienny PKS, a na koniec podejście do Michałowic – naszego następnego schroniska. W sumie dzień pełen wrażeń i pod wieczór już zdyszanych obozowiczów, ponieważ droga do celu prowadziła ostro pod górę. Mimo zawiezionych bagaży niektórym nie chciało się już podchodzić... W każdym razie opłaciło się – przepięknie położone Michałowice zrobiły wrażenie nawet na naszych leniuchach. Spędzimy tu cztery najbliższe noce...






Dzień 3

Chata Izerska – Zbójeckie Skały – kopalnia – Zakręt Śmierci
Dzisiaj ma być dzień odpoczynku, ale to się jeszcze okaże... W czasie, gdy większość ekipy jeszcze spała, trzech śmiałków z panem Adamem pobiegła pod Szrenicę na start Maratonu Górskiego. Chłopcy mogą się poszczycić, że przebiegli rano ok. 6 km i wystartowali pierwsze metry z maratonem, którego uczestnicy naprawdę muszą mieć żelazne płuca (42 km w Karkonoszach z metą na Hali Szrenickiej).
Po śniadaniu na początek czekało nas zejście do Chaty Izerskiej na upranione w tym upale lody. Następnie przez Skały Zbójnickie udajemy się na sztolnie - dawne kopalnie pirytu. Wydrążone jaskinie bardzo się nam podobały. Niektórzy nawet widzieli parę wpatrujących się w nas ślepiów niedźwiedzia! Bez większych przygód dotaliśmy na Zakręt Śmierci - 180 stopni, który robił wrażenie. Choć bolące nogi Igi mocno opóźniały wycieczkę, była dzielna i jednak dotrwała do końca dnia (trochę dzięki silnym ramionom wujka Adama). Z punktu widokowego podziwialiśmy Śnieżkę, Szrenicę i Śnieżne Kotły, czyli całą panoramę Karkonoszy. Z powrotem małą przygodę przeżyły gapy: Ola i Zosia, które nie trzymały się grupy i skręciły w złą drogę. W efekcie okazało się jednak, że trafiły do Chaty Izerskiej przed nami, choć trochę o krwi napsuło opiekunom... W każdym razie cali i zdrowi zjedliśmy smaczny posiłek w przemiłym miejscu, następnie odwiedziliśmy jeszcze pobliski Chybotek, czyli ogromny głaz, na którym można się pobujać, co skrzętnie wykorzystała nasza smerfna brygada.Mimo że dzień miał być luzacki, wieczorem śpiewaliśmy jeszcze przy ognisku różne zabawne piosenki, racząc się kiełbaskami i pieczonymi jabłkami. Po wielu całodziennych wrażeniach udaliśmy się na zasłużony odpoczynek...








Dzień 2

Szrenica – Śnieżne Kotły - Szklarka

Pogoda jak się patrzy, więc nasza smerfna brygada wyruszyła dwoma autami w stronę wyciągu. Szrenica - to jeden z najczęściej uczęszczanych karkonoskich szczytów. Oczywiście tłumy na górze są spowodowane tym, że wjeżdża tam wyciąg krzesełkowy, którego również sobie nie odpuścilismy. Większość leniwych "turystów" (a raczej kuracjuszy lub letników) wybiera trasę góra-dół, my jednak mieliśmy inne plany. Przez Śnieżne Kotły schodzilismy do Wodospadu Szklarka, który zachwycił tylko niektórych. Po blisko sidmiogodzinnej górskiej tułaczce nawet wodospad Niagara nie wzruszyłby Darii, Igi i koleżanek. W każdym razie wodospad zaliczony, jedziemy na późny obiad. Wieczorem wielka atrakcja: trójkowa lista przebojów Marka Niedźwieckiego prowadzona przez słynnego redaktora spod Szrenicy. Tylko troje z nas dotrwało do listy, ale opłaciło się! Franek Ola i Antek byli słyszalni na antenie ogólnopolskiego radia! Zadowoleni i zaopatrzeni w gadżety "Trójki" wrócili późno do schroniska.





Dzień 1 (noc)

Solec – Bydgoszcz – Jelenia - Szklarska
  Zgromadzeni na soleckim rozkopanym dworcu z obawą patrzyliśmy na siebie i w stronę Torunia, czy przyjedzie pociąg, ponieważ remonty w Solcu sięgają zenitu. Przy pożegnaniu nie było łez. Zaskoczenie spotkało nas na trasie Bydgoszcz - Jelenia Góra, ponieważ okazało się, że musimy spędzić długą noc dziesięcioro w jednym przedziale...
    Zmęczeni dojechaliśmy do Jeleniej. Tam czekał na nas nieklimatyzowany autobus PKP (jeszcze się nie dorobili pociągu do Szklarskiej Poręby), który zawiózł nas w pobliże schroniska "Wojtek". W Szklarskiej spędzimy trzy niezapomniane dni i noce.
      Teraz kilka słów o obozowej brygadzie. Dziewczyny: Iga, Ola, Zosia - to zeszłoroczna ekipa, dołączyły w tym roku Daria i Angelika. Chłopaki: dwa Franki, Stasiu, Krzyś i Kuba (również starzy obozowi wyżeracze). W tym roku przez ponad tydzień wędrują z nami goście z Norwegii: Jasiu i Antek, którzy dołączyli do nas z tatą Adamem. Jak się później okaże, czarny Mondeo na skandynawskich numerach będzie nam bardzo pomocny w logistyce obozowej.
Po krótkim odpoczynku w ładnym schronisku (lub "pensjonacie" czy "ośrodku", jak twierdzą niektórzy), udaliśmy się na dłuuuugi spacer do centrum kurortu oraz nad wodospad Kamieńczyk. Tam niektórzy byli zdziwieni, że trzeba założyć kaski, ale to tylko dlatego, jak twierdził pan Adam, że niektórzy mogą rzucać do wąwozu monetami (zamożni turyści) lub kamieniami (tacy sobie turyści, jak np. Kuba i Stasiu) i szkoda by było zarobić guza...
     Po powrocie do schroniska nie trzeba było nas długo zachęcać do snu. Jutro kolejny dzień pełen wrażeń...